wtorek, 5 lipca 2016

5na1 "Chłopiec z latawcem" Khaled Hosseini (33/2016)

5na1, vol.4
                                 
                          
To jedna z najbardziej niesamowitych książek, jakie dane mi było czytać. To również jedna z takich książek, o których nie lubię pisać swojej opinii. Nie lubię, bo wiem, że cokolwiek bym tu nie napisała, nie odda to mądrości i istoty powieści. Wręcz przeciwnie, obawiam się, że moimi małymi słowami nie będę w stanie zachęcić Was do sięgnięcia po tę książkę.


W powieści pokazane jest wiele okrucieństwa, ale autor, czasem w małych okruchach, daje nam dostrzec dobro. Uwielbiam takie książki, które same w sobie są właściwie jedną, wielką emocją. Nie, nie jedną – całym wachlarzem emocji. Te emocje to radość i beztroska, którą czujemy biegnąc z chłopcami i latawcem. To smutek i bezsilność, kiedy Hassana spotyka zło. To współczucie przemieszane ze złością, kiedy stoimy razem z Amirem patrząc na krzywdę Hassana. Wzruszenie, strach, niepewność, niezrozumienie, nadzieja, troska, miłość, zazdrość, tęsknota… I tak na przemian, przez całą powieść. Kiedy już wydawało mi się, że najbardziej wzruszający moment powieści mam za sobą, znienacka dostawałam obuchem w łeb i kolejne emocje wylewały się ze stron powieści. Dawno już nie czytałam książki, w której przewracanie kolejnej strony tak mnie bolało i napawało strachem, a wraz ze zbliżającym się końcem powieści, błagałam w myślach o szczęśliwe zakończenie.

Nie znam dobrze świata afgańskiego, ale autor oddał to co w nim istotne w doskonały sposób. Fabuła powieści podzielona jest na trzy części i obejmuje kilka ostatnich dekad – rozpoczyna się dzieciństwem Amira i Hassana, w czasach świetności Afganistanu. Druga część to lata emigracji Amira i jego ojca, kiedy to zmuszeni sytuacją w Afganistanie, przenoszą się do Stanów Zjednoczonych. Ostatnia część to powrót dorosłego już Amira do ogarniętego wojną Afganistanu. To wszystko zostało w cudowny sposób namalowane słowami przez autora. Czytając część pierwszą, czułam spokój jaki panował w latach siedemdziesiątych w Afganistanie. Widziałam zielone trawy, czułam zapach kwiatów pomarańczy. Tym bardziej, w tych niemal sielskich okolicznościach, historia Hassana i Amira wywarła na mnie tak duże wrażenie. W tym spokojnym świecie, Hassana, chłopca na wskroś dobrego, niezdolnego do wyrządzenia komukolwiek krzywdy, spotyka zło. A on uparcie pozostaje dobry i po latach mówi swojemu synowi, że „krzywdzić nie można nawet złych. Bo oni nie wiedzą, jak być dobrymi. I że czasem zły może zrobić się dobry”.

Części druga i trzecia nie są już kolorowe. Trawa straciła zieleń, kwiaty pomarańczy uschły. W Afganistanie upada monarchia, rozpoczyna się radziecka interwencja. Amir z ojcem emigrują do Kalifornii. W ostatniej części Amir, po niemalże dwudziestu latach, wraca na krótko do Afganistanu. Ta podróż w czasie przez całą fabułę to nie tylko skrócona lekcja historii Afganistanu, ale też przybliżenie nam kultury i wartości ważnych dla Afgańczyków. Czasami to o czym czytałam było dla mnie jedynie ciekawostką kulturową, ale czasem… czasem uświadamiałam sobie, jakie mam cholerne szczęście, że tam nie mieszkam… Po takich książkach dziękuję Bogu, że żyję tu gdzie żyję. Że urodziłam się w Polsce, która ze wszystkimi jej ułomnościami jest jednak pięknym miejscem na ziemi.

Przepiękne, a zarazem tragiczne, są postacie obu chłopców – Hassan, choć pohańbiony to idealnie czysty; Amir, choć dopuścił się podłego postępku wobec przyjaciela, to dźwigający przez całe życie ogromny ciężar na sumieniu, którego mimo upływu lat, pozbyć się nie potrafi. Zadziwia mnie, jak autor doskonale ‘wykorzystał’ postacie dwóch małych chłopców, by pokazać jak ważne w naszym życiu jest sumienie, jak trudne może być uporanie się z poczuciem winy, jak zdeterminowany potrafi być człowiek, by zwrócić na siebie uwagę własnego ojca. I o tym właśnie jest ta książka. O winie, przebaczeniu (również tym najtrudniejszym – samemu sobie), o istocie relacji ojca z synem.
I choć jest to powieść wieloaspektowa, to każdy jej wątek dotyka relacji międzyludzkich – między ojcem a synem, między przyjaciółmi, między dwoma klasami jednego społeczeństwa, między mężem a żoną. Ludzie w ogóle, są ważną częścią tej powieści. Każdy pojawiający się bohater jest wyrazisty, jest bardzo jakiś, jest zbudowany od początku do końca.

Urzeka mnie okładka książki – prosta, ale jakże wymowna. Jeśli książki nie czytaliście, zrozumiem, że Wam nie musi wydać się specjalnie interesująca. Mnie też się taka nie wydawała, a naprawdę sporo się na nią napatrzyłam przed lekturą. Zachwyciła mnie dopiero niedawno, kiedy poznałam już losy Amira i Hassana.

Całkowicie wsiąknęłam w tę powieść. Momentami czytałam ją w biegu, wśród jazgotu na lotnisku, podczas turbulencji w samolocie. Myślałam, że to nie pozwoli mi właściwie skupić się na książce, bo już po przeczytanym początku „Chłopiec z latawcem” wydał mi się powieścią, jaką należy czytać w samotności, w ciszy. I tak właśnie jest – dobrze jest czytać ją w ciszy i w samotności. Tyle tylko, że jednocześnie jest to powieść tak hipnotyzująca, że zgiełk na lotnisku nie wiedzieć kiedy stawał się ciszą, a setki ludzi wokół mnie przestawały istnieć. Zatracałam się całkowicie w świecie Amira.

Piękna to powieść, mądra. Jedna z lepszych jakie przeczytałam w tym roku.

Przeczytane: 22.05.2016
Moja ocena: 9/10

Język: 5
Emocje: 5
Pomysł: 5
Akcja: 5

Recenzje pozostałych blogerów biorących udział w projekcie znajdziecie tutaj:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz